Wpisy autora

Wykład z Fizyki III – fotorelacja

Wczoraj stwierdziłem, że czas najwyższy odwiedzić wykład z fal. Zbierałem się na niego już dawno i zawsze ostatecznie coś mi przeszkadzało… A to do empiku musiałem wstąpić, a to lutownica była mi potrzebna, a to do biblioteki trzeba, a to telefonu zapomniałem… wymówek było mnóstwo. Ale powiedziałem sobie… DOŚĆ! IDZIESZ NA WYKŁAD! Poniżej przedstawiam małą fotorelację z tego… wypadu.

 I. “Czy to na pewno tutaj?”

dsc00195.JPG

O godzinie 13:14 (na minutę przed rozpoczęciem wykładu) jak zdawało by się każdy student wkroczyłem cichym (acz stanowczym) krokiem na salę wykładową… szybki rzut okiem… szok. Sala jest pusta pomijając profesora z asystentem rozkładających laptopa, oraz 3 studentów na sali… Ja rozumiem. Wykład nieobowiązkowy. Ale 3 studentów? Ochoczo podreptałem więc miejsce spoczynku, gdzie oczekiwałem na rozpoczęcie wykładu.

II. “Spuźnialscy”

dsc00196.JPG

Profesor chyba wiedział co się święci. Tak. Musiał wiedzieć. Inaczej zaczął by wykład od razu. Albo stwierdził by: “Ojej, tak mało studentów. Nie ma sensu robić wykładu. Idę na herbatę.” A on jednak twardo czekał. Sytuacja musiała się już nie raz wydarzyć. Ja po 10 min już się zastanawiałem czy wykład się w ogóle odbędzie gdy nagle skrzypienie klamki oznajmiło że dotarł ktoś jeszcze… Ba! całe stadko dotarło. W dwie minuty sala gościła już około dwudziestki studentów i jednego profesora. To wystarczy by móc poprowadzić wykład.

III. Czekolada i czekoladowe draże

dsc00197.JPG

Korzystając z wcześniejszych relacji Baśki, Maćka oraz ze swoich doświadczeń z początku października wiedziałem, że papieru i pisadła to nie ma co brać… Bo ileż można marnować papier na głupie i najczęściej niecenzuralne rysunki, które po godzinie lądują w koszu… Stwierdziłem więc iż podczas wykładu będę się perfidnie obżerał.

IV. “Zapraszam państwa na dół!”

dsc00206.JPG

Ojej! Doświadczenie. Na hasło, które jednocześnie jest tytułem tego oto rozdziału, prawie-licznie zgromadzeni w sali studenci zbiegli na dół otaczając profesora oraz pewne przedziwne urządzenie (z góry wyglądało dziwnie). Stwierdziłem, że nie będą głupa rżnął i także skierowałem swoje kroki celem “obaczenia” co też pan profesor wykombinował. Będąc już w połowie drogi na dół (a miejsce moje było wysokie niczym taras pajacu kultury) poczułem strach, który zmroził mnie tak przenikliwie, jakbym nagle sobie uświadomił, że wypadłem z 10 piętra.. DRAŻE! ZOSTAŁY! AAAAGHHHHH!!! Potykając się o własne nogi nawet nie wiem w jaki sposób tak szybko znalazłem się z powrotem na swoim miejscu. Uffff.. są.. zabrałem je, włożyłem w bezpieczne miejsce po czym dołączyłem do grupki adorującej nowe urządzonko profesora.

V. Ach! Cóż za wspaniałe urządzenie!

dsc00204.JPG

“Proszę państwa. Tutaj jak widać powstaje fala stojąca! pomijając fakt, że jej nie widać! Ale powstaje!” Zaiste… nie widać… urządzenie zostało zmyślnie skonstruowane. Na stojaku spoczywał stary głośnik do którego za pomocą piłeczki ping-pongowej, paru drucików była przymocowana pozioma blaszka. Ponieważ głośnik podłączony był do generatora fal o częstotliwości 60Hz (częstotliwość można było sobie ustawić) pozioma blaszka mogła wprawiać w drgania wodę rozlaną cienką warstewką na szybie. Całość była oświetlona od góry. Pod spodem znajdowało się lustro, które rzucało obraz fal na biały ekran. Ślicznie. Ale co z tego, skoro kurwa fali stojącej nie było widać?

VI. 10 minut puźniej…

dsc00201.JPG

….

 VII. 20 minut puźniej…

dsc00203.JPG

Kilkoro studentów ciągle twardo trwało przy Profesorze. Większość jednak rozpierzchła się po całej sali. Trwały rozmowy o wszystkim byle nie o fizyce. Niektórzy urządzili sobie małą przerwę śniadaniową.  Draże latały po całej sali… jednym słowem ogólna rozpierducha. Gdy nagle… “No dobrze, dość tej zabawy. Kto będzie chciał może tutaj podejść w czasie przerwy. Będzie można samemu się pobawić.” Uff! Normalnie kamień z serca! ale nagle… “Zapraszam państwa do katedry. Mam tu jeszcze jedno doświadczenie”

VIII. Katedra daleko niezmiernie

dsc00209.JPG

Jako że od miejsca doświadczenia do katedry są całe hmm… 4 metry, tak więc studenci zyskali około 15 minut czasu (nie mam zielonego pojęcia skąd) na zabawę poprzednim urządzeniem. Ja nie miałem tyle odwagi, by babrać się w wodzie stojąc pół metra od wielkiej widocznej na zdjęciu tablicy rozdzielczej, gdzie mierniki prądu maja zakres od 0 do 25 A… to jest jakiś boski prąd! Żarnik w bezpieczniku musi mieć chyba z 5 cm grubości…

IX Chcesz sobie trzepnąć?

dsc00210.JPG

…Powiedziała studentka do studenta. Kolejne doświadczenie polegało na trzepnięciu sobie kamertonem w cokolwiek, po czym wkładało go się do wody. Robili to studenci własnoręcznie, stąd pytania z cyklu “kto teraz trzepie?” Nieskromnie dodam, iż sam sobie dwa razy trzepnąłem…

 X. Dobrze, zróbmy sobie przerwę.

dsc00208.JPG

Nie wiedząc kiedy, profesor zapisał na tablicy kilka rzeczy, poinformował nas co to jest wikipedia “Państwo wiedzą co to jest wikipedia?” oraz jak to ma w swoim zwyczaju przetłumaczył na angielski kilka przydatnych fizycznych słówek, po czym zarządził przerwę. Brać studencka rozpierzchła się po całym wydziale. Niektórzy zostali bawić się doświadczeniami, inni wybierali sobie specjalizację, jeszcze inni rzucali się drażami.

EPILOG – Maćku… ja to chyba idę…

dsc00212.JPG

W tak zwanym międzyczasie dotarł Maciek, który weekendował się w domciu. Po krótkiej wymianie zdań, oraz draży, stwierdziłem że nie ma co siedzieć, trzeba skorzystać z przerwy i cichutko wymknąć się…

Chciałbym gorąco polecić wykład “FIZYKA III – FALE”, jako niezmiernie interesujący, bogaty w doświadczenia, oraz przygotowujący do przyszłej pracy w zagramanicznych  ośrodkach naukowych. Naprawdę Warto!

 

Much

 

| Komentarze (4)

Kolokwium na Smyniach

Jak już wspominałem wcześniej, 26 października odbyło się od dawna wyczekiwane kolokwium z mechaniki klasycznej A. Brać studencka albo trzęsła portkami już na tydzień wcześniej nie wiedząc czego się spodziewać albo po prostu miała to kompletnie w dupie, dochodząc do wniosku, że chyba czas rzucić studia. Ja się przyznam. Uczyłem się. Skopiowawszy uprzednio wraz z Goto notatki (sztuk cztery) Maćka mojego współlokatora (pozdrawiam), zasiadłem w weekend do nauki. A nie było to łatwe, gdyż po imprezie która odbyła się pod naszymi drzwiami (Takie coś znalazłem w łazience o 2 w nocy) Wszystkie nasze krzesła wyparowały. Nauka na głośniku była średnio wygodna, tak więc po przemyśleniu wszystkich za i przeciw udałem się do pokoju cichej nauki. I nie chce tego komentować… to było z mojej strony głupie – przepraszam…

…7:00 – utwór na trąbce z filmu Kill Bill oznajmia mi, że czas wstawać… Grając coraz głośniej przypomina mi jak dawno nie wstawałem o tej porze. Szybki prysznic, maślanka, Turbo-Bronsztein do plecaka (wyjaśnię co to kiedy będę szedł przez pola mokotowskie). Jakiś papier długopis i już z Maćkiem na Smynie targamy… a nie jest to proste logistycznie. Najpierw 10 min idziemy przez pola, tak więc mam chwilkę aby opowiedzieć co to Bronsztein. Bronsztein (Matematyka, poradnik encyklopedyczny, I.N.Bronsztein, K.A.Siemiendiajew) to Biblia fizyków. Jest tam wszystko. 50 stron tablic całek, triki, dzięki którym równania różniczkowe stają się proste jak metr drutu w kieszeni. po prostu cud książka. A najlepsze jest to, iż można z niej korzystać na kolosach i egzaminie z mechaniki!. Turbo-Bronsztein to specjalna odmiana Bronszteina, o której publicznie mówić nie wolno… Po dojściu do metra, jedziemy kilka przystanków, potem trambaj, piechotką kilkaset metrów i jesteśmy na smyniach. Gdy przekroczyłem próg, coś mnie połaskotało… taki sentyment… jak ja dawno tu nie byłem! Ostatnie przed kolokwialne rozmowy… wymiana uwag… no i piszemy

…8:30 – Usadowiliśmy się, dr. Rafalski nas przetasował, kartki rozdano… rzut oka na zadania – ooo nie jest źle… pierwsze zadanie – zrobiłem… Drugie… zacząłem… i się zawiesiłem… Trzecie – za cholerę. Było kilka sposobów na zrobienie tego zadania. Można było tak jak ja probować coś policzyć, co było złą drogą. Można też zrobić tak jak Goto. Rozpiździć zadanie po całej kartce, niech kombinują, a nuż sami coś wymyślą że jest dobrze.

…10:45 – ludzie zaczynają wychodzić… goto wyszedł… no to co będę siedział jak kretyn? Minęło pół godziny i już z Pauliną, Baśką i Goto, testujemy w Smyczkowym Maczku podwójne McRoyalle.. mmm cóż to za kanapka… 2000 Kcal… nie ma to jak pocieszenie po walce z zadaniami…

…Much

| Komentarze (1)

17P/Holmes, czyli ciekawa kometa na niebie.

Jako przedstawiciel astronomicznej części fizyki na tym blogu, czuję się zobowiązany do napisania o niesamowitym zjawisku jakie widzimy od jakiegoś czasu na naszym niebie. Chodzi o kometę 17P/Holmes, która zarówno zaskoczyła zarówno zawodowych astronomów, jak i zwykłych oglądaczy nocnego nieba.

holmes

Ta kometa to kupka śniegu o średnicy około 3 km…

Zacznijmy od początku. Kometę odkrył przeszło 100 lat temu Edwin Holmes – brytyjski astronom, podczas obserwacji jednej z najpiękniejszych galaktyk na naszym niebie – M31 w andromedzie. Była wtedy ona wystarczająco jasna by można ją było zobaczyć gołym okiem.

Orbita komety, czyli tor po którym się ona porusza ma kształt średnio spłaszczonej elipsy. W pobliże słońca wraca mniej więcej co 6 lat. Dwa tygodnie temu była jeszcze słabiutkim obiektem o jasności około 17mag, co znaczy że interesowała jedynie zawodowych astronomów, jeżeli w ogóle kogoś interesowała. I tu stała się rzecz niesłychana. Jasność gwałtownie wzrosła do 3mag… Dla niewtajemniczonych napiszę, że wzrost jasności z 17 do 3 mag oznacza około milionowe pojaśnienie… Kometa wysyła teraz MILION razy więcej światła niż 2 tygodnie temu. To największy wzrost jasności komety w tak krótkim czasie w historii (największy zarejestrowany). Pojawiły się spekulację, iż kometa w coś przypierdzieliła. Nie jest to jednak prawdopodobne, gdyż wcześniej (te 100 lat temu) odnotowano podobny wybuch, i dzięki temu ją odkryto. Choć nie wiedziano wtedy że był to wybuch.

Czy jest jeszcze coś ciekawego w tym zjawisku? Ano jest. Zdecydowana większość komet osiąga maksymalną jasność podczas największego zbliżenia do słońca. Kometa jest to taka kupa brudnego śniegu latającego sobie w przestrzeni. Gdy zbliża się do słońca śnieg zaczyna sublimować i ulatywać w przestrzeń tworząc ogon. Powoduje to też silniejsze świecenie (ogólnie i skrótowo mówiąc by nie zanudzać). Obserwacje są wtedy jednak trudne, gdyż ponieważ gdy kometa jest blisko słońca to jest blisko słońca (wiem.. brawurowe jest to zdanie). A gdy nad horyzontem jest słońce to mamy dzień i astronomowie idą spać bo komet NIE WIDAĆ… 17P/H zrobił natomiast wszystkich w wała, dostając energetycznego kopa, wtedy gdy jest od słońca daleko. I widać ją przez całą noc, dzięki czemu na niebie mamy całkiem ładne widowisko, choć nie jest to wygląd typowy dla komety. Ogólnie mówiąc, wygląda ona jak całkiem jasna gwiazdka, którą ktoś rozmazał palcem. Ciapka wśród mrowia kropek. Zachęcam do zwrócenia na nią uwagi, gdy tylko pogoda sie odobrazi i przestanie walić żabami…

Na koniec dodam, że kopiąc po necie za informacjami na temat kometki kilka dni temu, Trafiłem też na pewne forum dotyczące różnych paranormalności, na którym natrzaśnieci lekko ludzie, szukają we wszystkim końca świata. Nie mając zielonego pojęcia o ruchu ciał niebieskich pierdolą głupoty wkręcając się nawzajem. Twierdzą, iż ponieważ nie widać ogona który “musi” (kretyni) mieć każda kometa tak więc z całą pewnością kometa leci w stronę ziemi którą to oczywiście rozpieprzy. (Swego czasu była na tym forum niesamowita akcja o pewnej komecie, którą na pewno tu opiszę.) Dla uspokojenia czytelników informuję co następuje:

  • komety posiadają 2 warkocze – gazowy i pyłowi skierowane w różne strony. Żaden nie musi być widoczny.
  • Warkocz gazowy nie podąża za kometą, tylko jest skierowany w kierunku przeciwnym do słońca.
  • Żadne ciało niebieskie nie porusza się po linii prostej. To znaczy że nawet jakby chwilowo prędkość komety była skierowana w Ziemię to i ona i Ziemia zaraz się rozjadą

Pozdrawiam, i zachęcam do obserwacji póki jeszcze mamy szansę.

Much

| Komentarze

Fizyka UW budynki piękne ma (cz.1)

Goto widzę już ostro zaczął. Mathematica, Latex… Więc dla rozładowania atmosfery ja napisze jeszcze trochę na pograniczu fizyki i ogólnego.

Piętnaście minut temu usiadłem sobie przed kompem celem zapoznania się z terminami kolokwiów. Patrzę na mechanikę klasyczną, termin ładny, długa przerwa, przyglądam się lepiej, szok… DLACZEGO KURNA NA SMYCZKOWEJ?? przecież to… przecież to… jak tam się w ogóle jechało? Tym sposobem naszła mnie refleksja na temat budynków naszego kochanego wydziału.

Główny budynek każdy zna – Hoża 69 – zaczyna się ślicznym szlabanem który trzeba ominąć, potem hmm… skwerek z ławkami i parking. Budynek sam w sobie – jakby nie patrzeć – całkiem ładny. Wchodzimy do środka – miła pani w szatni, panie w dziekanacie (tam już tylko niektóre są miłe) w zasadzie to jak wszedłem pierwszy raz ogarnął mnie respekt przed tym budynkiem… Zwłaszcza widząc to zagęszczenie fizyków. Kilku na metr kwadratowy. Większość jest upchniętych w budynku IPJ, także nie jesteśmy zbytnio narażeni na spotkanie. Czasami może to i dobrze… O Hożej można by pisać i pisać, ale po co skoro ten budynek jest nudny? przejdźmy do następnych… ciekawszych…

Zaraz obok mieści się budynek KMMF. Ten już jest ciekawszym budynkiem. Na dzień dobry wita nas zamknięta brama i zamek szyfrowy, do którego kod jest ściśle tajny, i niesamowicie trudny. Oczywistym jest że nie napiszę go tutaj, ponieważ Dr. Grabowska przestrzegła nas przed podawania numeru osobom postronnym. Po przejściu bramy, znajdujemy się na czymś co kiedyś w dawnych warowniach nazywano dziedzińcem. Czyli placyk otoczony z czterech stron murami. Ciekawa jest na przykład historia założenia wspomnianego wcześniej zamka szyfrowego. Otóż, w zamierzchłych czasach, kiedy dzisiejsi studenci palili papierosy po szatniach, zamka tego nie było. Wchodził kto chciał i kiedy chciał (można to porównać z jednym z warszawskich akademików). A że budynek wyglądał tak jak wygląda teraz, czyli jakby nie porównywać jak podziemia dworca centralnego – upatrzyło sobie to miejsce wszelkie menelstwo z okolicy by tam spożywać oranżadę. Osobie odpowiedzialnej za budynek KMMF, nie spodobało się to, tak więc założono zamek. Dlaczego wybrano tak trudne hasło – nikt nie wie.

Dochodzimy do drzwi wejściowych… Przyglądamy się i zastanawiamy jakim cudem te drzwi w ogóle się trzymają. Takie ułożenie drzwi z fizycznego punktu widzenia to na pewno nie jest poziom równowagi trwałej… A to do cholery jest budynek fizyki! Nie zrażając się tym, wpisujemy identyczny z poprzednim kod na drugim zamku cyfrowym i wchodzimy. Ogarnia nas ciemność, tak wielka jak że aż niewyobrażalna, która po chwili przeobraża się w ciemny, ciasny, zaniedbany acz posprzątany korytarz – klatkę schodową. Chwila zastanowienia – które to piętro? 5.. – wchodzimy na parter (nawet na parter mamy schody) i widzimy windę… uff – mija nas w takim razie wchodzenie na 5 piętro po tych niesamowicie niewygodnych kręconych schodach.

Podchodzimy do drzwi (wrota piekieł – tak bym to nazwał) naciskamy guzik wołacza windy… 99% nieprzyzwyczajonych studentów, odskakuje w tym momencie od drzwi (huk ruszającej windy jest niesamowity) i zaczynają się wątpliwości czy jedziemy tą windą czy nie, bo dopiero teraz oczy wystarczająco przyzwyczaiły się do ciemności by konstrukcję windy zobaczyć. Szyb, wije się pomiędzy schodami, oddzielony od nich jedynie siatką. Winda jadąc wyje, trzask i strzela. Jeżeli jesteśmy na tyle odważni (wielu już dawno jest piechotką na 5 piętrze) wchodzimy. Zamykamy jedne drzwi, zamykamy drzwi od wewnątrz, naciskamy 5 i nic… naciskamy mocniej – BUCH! winda ruszyła zgniatając lekko kręgosłup. Można by się zastanowić czy to wynik przeciążeń, czy może wynik skrócenia relatywistycznego wynikłego z ogromnej prędkości. Winda ruszyła. i nie daj Boże otworzyć teraz drzwi (co prawda dla nie których zatrzymanie się windy między piętrami jest zabawą, jednak widna nie zawsze chce ruszyć z powrotem). Po dojechaniu na 5 piętro winda staje gwałtownie co znowu powoduje wydłużeniu się naszego ciała w kierunku normalnym do podłogi. Sukces.

Po wyjściu z windy widzimy tablicę ogłoszeń, odrapane ściany oraz drzwi po lewej, które z reguły przekraczamy idąc na egzamin tudzież konsultacje, które po przeżyciach z windą (która nie jest jeszcze najciekawszą windą w budynkach UW – ale o tym później) są czymś całkiem przyjemnym.

Pozostało jeszcze kilka ciekawych budynków, między innymi wspomniana Smyczkowa, jednak na nie pożalę się kiedy indziej. Inaczej Wpis ten stanie się tak długi, iż nikt nawet go nie zacznie czytać.

Much

| Komentarze (5)

O tym jak fizyki się nie uczyć

Zapewne większość z was (a przynajmniej ci, którzy uczęszczali na sławne warsztaty skutecznego uczenia się dr. Wojtkowskiej) wie, jak należy się uczyć, aby nauka przynosiła efekty. I każdy wie, że wymaga to odrobinę wysiłku. Ale aby wiedzieć jak się uczyć poprawnie, należy też popatrzeć na błędy innych, które w nauce wybitnie przeszkadzają. Poniżej przedstawię kilka sprawdzonych chwytów, skutecznie pomagających obsrać się na każdym kolosie.

  • Olewaj wykłady

 

W zasadzie mamy tutaj pewien wybór, gdyż można olewać umiarkowanie (czytać, rozwiązywać sudoku, oglądać simpsonów, spać, cokolwiek), albo po prostu wziąć i zamiast pójść na wykład to pójść odwiedzić dawno nie odwiedzanego przyjaciela, pana McDonalda.

  • Ćwiczenia też olewaj

 

Zanim poszedłem na te studia parę osób powiedziało mi: “pamiętaj, najważniejsze to uważać na ćwiczeniach” – dlaczego? Bo to pozwala zaoszczędzić dużo czas. Po prostu trzeba to wszystko ogarnąć w domu jeszcze raz i to z reguły dłużej zajmuje. Olewanie ćwiczeń nie jest już jednak tak proste jak olewanie wykładów. Ćwiczenia bardzo często potrafią być obowiązkowe. Tak więc pozostaje nam wspomniana wcześniej olewka umiarkowana, lub też zerwanie się z drugiej godziny, gdy na pierwszej sprawdzana jest lista.

  • Zadania domowe są beee

 

Nie wolno w żaden sposób rozwiązywać samodzielnie zadań domowych. Zawsze kiedy zauważymy że siedzimy już przy biurku, należy szybko przypomnieć sobie o czymś bardzo ważnym, co musimy wykonać dokładnie teraz. Możliwości jest co nie miara: można zjeść, zrobić herbatę, posprzątać w lodówce, zaszyć dziurę w płaszczu, obejrzeć najnowszy odcinek włatców, naprawić zepsutą ładowarkę do telefonu, sprawdzić pocztę, pójść do łazienki, do sklepu, do znajomego po płytę… cokolwiek! ALE NIE ROBIĆ ZADANIA DOMOWEGO!

  • Przyswajanie wiedzy

 

No i dotarliśmy do najważniejszego punktu – nauki samej w sobie, czyli czasu kiedy siadamy sobie wygodnie, obkładamy się książkami i zanużamy w lekturze oraz setce przykładowych całek zadanych przez P. Sołtana, przy połowie których mathematica mówi: “nie umiem” (ten program zapewne nie raz Goto opisze w swoich wypowiedziach). Co zrobić wtedy? Ja na to mam jeden sposób. Zamiast na biurku rozkładam się na łóżku (dr. Wojtkowska to by mnie chyba zaszlachtowała) gdzie nie mija 5 min, a łóżeczko już mówi “chodź do mnie.. tak cieplutko i mięciutko… chodź pośpimy troszkę razem… no kretynie wlazłeź tutaj to sie kurwa kładź!” Kiedy tak sie sprawy mają nie pozostaje nic innego jak krótka drzemka, która przedłuży się w dłuuugi i twardy sen.

  • A co gdy jednak już się uczymy?

 

No… jakby to powiedzieć… pałka sie przegła… miało być bez nauki. Ale jeżeli już musisz to pamiętaj – po pierwsze syf na biurku największy jaki dasz radę. Po drugie głośna muzyka w stylu punk rock. Po trzecie nie jedz.. nic tak nie rozprasza jak głód… biorąc te czynniki pod uwagę nauka mimo że będzie wdrożona to nie przyniesie ci za wiele efektów…

Podsumowując, te wszystkie czynniki (oznaczmy je jako dCz), mimo że same w sobie są tylko drobnymi niedopatrzeniami, w sumie sprawią, iż idąc na kolokwium nie dostaniesz z niego więcej niż 2/20pkt jeżeli tylko za poprawne podpisanie się dostaniesz 1pkt…

Na zakończenie napiszę, że ten krótki tekst powstał pod naporem zbliżającego się poniedziałkowego kolokwium z Fizyki III… do którego uczę się jak głupi… a właściwie powinienem a zamiast tego jedną z wymówek jaką wymyśliłem (wspólnie z Goto) jest owy Blog…

| Komentarze

Przywitanie z blogiem

No i stało się. Założyliśmy bloga. A jako że blog założony, trzeba popełnić najtrudniejszy wpis. Pierwszy wpis.

Dlaczego tak jest, że pierwszy wpis jest taki trudny? To proste. On ma być o niczym. Nie można zacząć od razu pisać merytorycznie, ani po prostu “na temat” bo wtedy było by to coś bez początku. Bez wstępu. Głupio by wyglądało:

Może niektórzy z was wiedzą, że Nagrodę Nobla z fizyki otrzymali Francuz Albert Fert i Niemiec Peter Grünberg. Nagrodę przyznano za odkrycie efektu gigantycznego magnetooporu. …Ładnie brzmi prawda? Tylko że co to jest ten “gigantyczny magnetoopór”… Brzmi jakby mnie ktoś obrażał, wiec z ciekawości sprawdz…

Można też by użyć takiego pierwszego wpisu do przedstawienia się:

yyy…dzień dobry, nazywam się Maciej Mucha, studiuję astronomię na UW, interesuję się blabla…

Tylko że… czy to kogoś interesuje? chyba nie… Niektórzy piszą też o celach i omawianych tematach:

Jak widać w nagłówku, blog będzie traktował o:

  • komputerach – jak napisać dziką całkę w latex’u, jak ją rozwiązać w fortranie, co zrobić gdy spod LCD sypią ci się iskry…
  • fizyce – prostymi slowami o tym co wiekszosc fizykow stara sie opisac jak najtrudniej…
  • polit…

To faktycznie może kogoś interesować. Tak więc napisze o tym Goto, którego też czeka pierwszy wpis, i któremu już podrzucam temat 🙂 Goto! napisz o czym będziesz w przyszłości pisał!

Tak więc pisząc o niczym, udało mi się przebrnąć przez pierwszy wpis. Mam nadzieję że tak nudne już się nie trafią. Kolejne będą już jako tako merytoryczne. W miarę możliwości.

Pozdrawiam,

Much.

| Komentarze

« Nowsze wpisy