Jak już wspominałem wcześniej, 26 października odbyło się od dawna wyczekiwane kolokwium z mechaniki klasycznej A. Brać studencka albo trzęsła portkami już na tydzień wcześniej nie wiedząc czego się spodziewać albo po prostu miała to kompletnie w dupie, dochodząc do wniosku, że chyba czas rzucić studia. Ja się przyznam. Uczyłem się. Skopiowawszy uprzednio wraz z Goto notatki (sztuk cztery) Maćka mojego współlokatora (pozdrawiam), zasiadłem w weekend do nauki. A nie było to łatwe, gdyż po imprezie która odbyła się pod naszymi drzwiami (Takie coś znalazłem w łazience o 2 w nocy) Wszystkie nasze krzesła wyparowały. Nauka na głośniku była średnio wygodna, tak więc po przemyśleniu wszystkich za i przeciw udałem się do pokoju cichej nauki. I nie chce tego komentować… to było z mojej strony głupie – przepraszam…
…7:00 – utwór na trąbce z filmu Kill Bill oznajmia mi, że czas wstawać… Grając coraz głośniej przypomina mi jak dawno nie wstawałem o tej porze. Szybki prysznic, maślanka, Turbo-Bronsztein do plecaka (wyjaśnię co to kiedy będę szedł przez pola mokotowskie). Jakiś papier długopis i już z Maćkiem na Smynie targamy… a nie jest to proste logistycznie. Najpierw 10 min idziemy przez pola, tak więc mam chwilkę aby opowiedzieć co to Bronsztein. Bronsztein (Matematyka, poradnik encyklopedyczny, I.N.Bronsztein, K.A.Siemiendiajew) to Biblia fizyków. Jest tam wszystko. 50 stron tablic całek, triki, dzięki którym równania różniczkowe stają się proste jak metr drutu w kieszeni. po prostu cud książka. A najlepsze jest to, iż można z niej korzystać na kolosach i egzaminie z mechaniki!. Turbo-Bronsztein to specjalna odmiana Bronszteina, o której publicznie mówić nie wolno… Po dojściu do metra, jedziemy kilka przystanków, potem trambaj, piechotką kilkaset metrów i jesteśmy na smyniach. Gdy przekroczyłem próg, coś mnie połaskotało… taki sentyment… jak ja dawno tu nie byłem! Ostatnie przed kolokwialne rozmowy… wymiana uwag… no i piszemy
…8:30 – Usadowiliśmy się, dr. Rafalski nas przetasował, kartki rozdano… rzut oka na zadania – ooo nie jest źle… pierwsze zadanie – zrobiłem… Drugie… zacząłem… i się zawiesiłem… Trzecie – za cholerę. Było kilka sposobów na zrobienie tego zadania. Można było tak jak ja probować coś policzyć, co było złą drogą. Można też zrobić tak jak Goto. Rozpiździć zadanie po całej kartce, niech kombinują, a nuż sami coś wymyślą że jest dobrze.
…10:45 – ludzie zaczynają wychodzić… goto wyszedł… no to co będę siedział jak kretyn? Minęło pół godziny i już z Pauliną, Baśką i Goto, testujemy w Smyczkowym Maczku podwójne McRoyalle.. mmm cóż to za kanapka… 2000 Kcal… nie ma to jak pocieszenie po walce z zadaniami…
…Much