Archiwum: Ogólna

Olej zwykłe telefony – kup blackberry!

Nie znam nikogo bez telefonu komórkowego, więc temat tych urządzeń musi być popularny. Uważam, że ludzi można podzielić na 3 grupy użytkowników komórek:

  1. Komórka to moja zabawka. Musi mieć wszystko. Musi być nowa i modna. Najlepiej iPhone.
  2. Komórka służy do dzwonienia. I to ma umieć robić. (kurcząca się grupa ludzi)
  3. Komórka to centrum mojej pracy i biznesu. E-mail, rozmowa, e-mail, rozmowa, e-mail – i tak w nieskończoność. (w tej grupie ja)

Blackberry 9000 Bold

Miałem w życiu kilka różnych telefonów: głównie nokie. Były wśród nich lepsze i gorsze. Nigdy nie zależało mi na aparatach, odtwarzaczach muzyki, dzwonkach mp3 i innych tego typu cudach. Zawsze jednak na emailu. W związku z moim uzależnieniem od maila zacząłem wybierać telefony biznesowe. Była Nokie E51, a potem miała być nokia E90. Po drodze pojawił się jednak inny pomysł. Może należy kupić telefon producenta, który od zawsze produkuje wyłącznie “biznesowe” telefony. Blackberry. Strzał w dziesiątkę. Wybrałem model BOLD:

Właściwie telefon to nie jest do końca poprawna nazwa. Można mówić terminal, albo po prostu Blackbrerry. Odkąd używam, nie wyobrażam sobie jak można używać “zwykłego” telefonu do zastosowań biznesowych.

Wiem, że o Blackberry w Polsce słyszało niewiele osób, i że praktycznie nikt nie używa tego systemu. Szkoda, bo jest na prawdę cudowny system. Nie będę tutaj opisywał cech i zalet, bo takich opracowań jest w sieci mnóstwo. Chcę raczej zachęcić do zapoznania się z tym urządzeniem. Naprawdę warto.

| Komentarze

Czy ciśnienie w butelce CocaColi może być groźne?

Wszyscy wiemy co się dzieje gdy wstrząsamy butelkę napoju gazowanego. Nie mam zamiaru tutaj powielać opisu fizyczno-chemicznego zjawiska, które następuje a jedynie skupić się na efekcie: wewnątrz butelki wzrasta ciśnienie. W związku z tym postanowiłem postawić pytania i doświadczalnie znaleźć odpowiedzi.

  1. Jakie ciśnienie wewnątrz dwu litrowej butelki napoju gazowanego można uzyskać poprzez potrząsanie?
  2. Jaka jest relacja tego ciśnienia do innych nam znanych: np ciśnienia w oponie samochodu?
  3. Czy możliwa jest eksplozja butelki?

CocaCola Ciśnienie

Najpierw o metodzie badania. Pomiar wymagał dwóch elementów – manometru i jego połączenia z wnętrzem butelki. Wykorzystałem zwykły manometr służący do pompowania kół z typowym “samochodowym” wentylem. Przerobiłem również korek, aby utworzyć połączenie. W zwykłej zakrętce wywierciłem otwór w który wstawiłem kupiony za 7,50 wentyl. Dodałem uszczelki i skręciłem. Układ pomiarowy był gotowy w kilka minut.

CocaCola Ciśnienie

Do doświadczenia kupiłem trzy różne napoje: CocaCola, Sprite i CocaCola Light. Ta ostatnia miała być wykorzystana w trochę innym celu – chciałem zmierzyć ciśnienie powodowane przez mentosy, ale jak będzie później widać nie zdążyłem zakręcić butelki.

Dla CocaColi, Spritea wykonałem po dwa pomiary. Pierwszy przy pełnej butelce, a drugi po wypiciu kilku łyków (tak, że napój wypełniał butelkę do górnej granicy etykiety). Każdy pomiar odbywał się po bardzo solidnym wstrząsaniu butelki. Otrzymałem następujące pomiary:

  CocaCola Sprite
Butelka pełna 3,1 bar 3,6 bar
Butelka nie pełna 2,4 bar 2,3 bar

CocaCola Ciśnienie

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób wartości te niewiele znaczyć. Dlatego warto porównać je do innych znanych nam ciśnień. Najczęściej z ciśnieniami tego rzędu wielkości mamy do czynienia pompując koła w samochodzie, motorze i rowerze. Typowe ciśnienie koła samochodu osobowego wynosi niewiele ponad dwa bary. Widać, że to uzyskane w butelce jest półtora raza wyższe.

Zatem czy istnieje zagrożenie związane z napojami gazowanymi? Czy butelka może eksplodować? W zeszłym roku dokonałem przez przypadek odkrycia jakie cisnienie wytrzymuje taka butelka. Używając identycznej zakrętki z wentylem pompowałem butelkę przy pomocy kompresora (nie wnikajmy po co bo to głupie). Test ten skończył się rozerwaniem butelki na kilka kawałków z ostrymi krawędziami, które w momencie eksplozji pokaleczyły mi ręce i prawie spowodowały utratę paznokcia na kciuku (paskudne!). Stało się to przy ciśnieniu 6,5 bara. W związku z tym, że wytrzymałość butelki jest prawie dwukrotnie większa od ciśnienia wynikającego z bardzo energicznego wstrząsania możemy być spokojni. Sama butelka nie ma szansy eksplodować.

Inaczej może być, gdy do Coli Light dodamy miętowych mentosów. Chciałem dokonać pomiaru ciśnienia po wrzuceniu 4 mentosów, ale niestety szybkość reakcji nie pozwoliła mi zakręcić zakrętki z wentylem. Skończyłem cały w Coli:

CocaCola Ciśnienie

| Komentarze (9)

Google Wave – sukces zagrożony?

Jak napisałem rano dostałem dostęp do oczekiwanej usługi Google Wave w wersji dla developerów. Pobawiłem się trochę całym tym systemem i nabrałem przekonania, że “zabawa” to dobre słowo do opisu tego narzędzia. Zacząłem wątpić w rzeczywisty sens korzystania z niego. Nie chodzi mi oczywiście tutaj o fakt, iż wersja z które korzystam ma dużo błędów, i nie zawsze działa tak jak tego oczekuję.

Google w swojej cudownej prezentacji z maja wyjaśniał skąd wziął się pomysł ma Wave. Powiedzieli bardzo mądrą rzecz: żeby zrobić coś nowego i innowacyjnego trzeba na chwilę zapomnieć o tym co już osiągnęliśmy, żeby nas nie ograniczało. Wave miał być platformą (i protokołem) komunikacyjnym nowocześniejszym niż e-mail czy komunikatory. Jest nowocześniejszy – ale to nie wystarczy. Wydaje mi się, że o e-mail zapomnieli sobie na koniec przypomnieć.

Google Wave

Wave okazuje się być systemem bardzo autonomicznym – nie jest kompatybilny z tym co do tej pory znamy (ktoś zaraz powie, że przecież jest to otwarta platforma i można napisać roboty – konektory. Można, ale to nie o to chodzi.). Już tłumaczę, gdzie widzę problem. Mimo rozwoju sieci przez wiele lat e-mail jest jedynym nośnikiem za pomocą którego można skomunikować dwóch dowolnych użytkowników. Z komunikatorów korzysta wielu internautów, ale z różnych (oczywiście nasi znajomi korzystają z tego co my itd). Moja wizja Wave była szersza – następca e-mail. Niestety nie ma tutaj nawet kompatybilności. Wave działa tylko pomiędzy użytkownikami posiadającymi konto w Wave. Do konta developerskiego, które dostałem przypisane jest zwykłe (no prawie – różnica polega na tym że ma 25 GB pojemności) konto gmail do obsługi poczty. Jeżeli Google nie będzie w stanie dokonać integracji Wave z tradycyjnym e-mail – usługa ta nie będzie przełomowa – a na taką była kreowana.

Współpraca wewnątrz grupy posiadającej Wave zdaje się być cudowna (chociaż już przy 2 osobach czasami staje się chaotyczna), ale nie wiem czy to za mało. Dużo z pokazanych na prezentacji zastosowań to gadżety i zabawki. Obawiam się, że Wave skończy jako kolejny komunikator (warto zauważyć, że wyłącznie tekstowo – graficzny). I tu znów jest problem – technologiczne zaawansowanie powoduje, że Wave jest trudny do implementacji dla urządzeń przenośnych. A w dzisiejszych czasach trend jest zdecydowanie ku mobilności. Spróbowałem uruchomić Wave w przeglądarce w iPod Touch (czyli w iPhonie) i swoim BlackBerry – w obydwu przypadkach fiasko (a iPod wymagał resetu).

Być może przesadzam i się mylę. Do dzisiaj wierzyłem w przełom. Od dzisiaj mam wątpliwości.

Warto przy okazji zauważyć, że udostępniana dziś wersja nie różni się (przynajmniej na tyle na ile mogę porównać) od tej z prezentacji. Brakuje tych samych funkcji. Nie ma nic nowego.

| Komentarze

Google Wave – pierwszy kontakt!

Pierwsza wiadomość o projekcie Google pod nazwą Wave dotarła do mnie 28 maja 2009, czyli już dłuższy czas temu. Była to ponad godzinna prezentacja nowacyjnego systemu komunikacji w sieci. Tych, którzy do tej pory nie słyszeli o Wave gorąco zachęcam do poświęcenia 80 minut na zapoznanie się z prezentacją Google.

Google Wave

Od tamtej pory trwało oczekiwanie: kiedy będę mógł się do tego systemu dorwać osobiście i przetestować czy to rzeczywiście działa. Oficjalna premiera publicznej bety planowana jest na jesień tego roku (czyli już niedługo – u mnie powoli zaczynają spadać liście). Google przygotował jednak możliwość wcześniejszych testów. Należało się zarejestrować na specjalnej stronie (tłumacząc bezpośrednio: “poprosić o dostęp do piaskownicy Wave”) i czekać na reakcje Google. Zarejestrowałem się na początku czerwca i drugi raz w połowie lipca (na inne konto, żeby spróbować szczęścia jeszcze raz). Dziś w nocy dostałem informacje, że moja prośba została pozytywnie rozpatrzona i mogę zakładać konto: WYPAS!

Zakładając dwa konta otrzymałem w rzeczywistości 4 (konta są podwójne, dzięki czemu można samemu testować swoje rozwiązania).

Muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka okazało się, że system nie jest jeszcze tak genialny jak się spodziewałem. Ma sporo niedoróbek, a opanowanie jego obsługi zajmuje trochę czasu. Można to wszystko zrozumieć – przecież to wersja developer preview.

Google Wave

Więcej o systemie, jego zaletach i wadach wieczorem – muszę się trochę pobawić 🙂

| Komentarze (3)

WordPress i problem z komentowaniem

Zauważyłem chwilę temu, że próba wysłania komentarza na blogu kończyła się wyświetleniem pustej strony wp-comments-post.php (tak zwany blank page). Powodowało to również “zgubienie” komentarza. Wszystkich, którzy próbowali napisać komentarz a spotkało ich coś tak niemiłego mocno przepraszam.

Przeszukałem google (“wp-comments-post.php blank page“) i znalazłem dowód na to, że problem jest bardzo powszechny. Rozwiązań było wiele (niektóre podobno skuteczne), jednak więcej było komentarzy “ale u mnie to nie działa”. Rozpocząłem poszukiwania na własną rękę. Trudno mi w tej chwili powiedzieć, co spowodowało problem (przecież jakiś czas temu działało). Okazuje się, że wina leży po stronie używanego “tematu” (ang. theme).

Formularz do wysyłania komentarza zawiera ukryte pole, którego zadaniem jest przekazanie numeru postu, którego dotyczy komentarz. W kodzie, w pliku comments.php (w katalogu danego tematu) linia odpowiedzialna za dodawanie tego pola jest postaci:

2009-08-22_231349

Okazuje się, że zmienna $id nie zawiera numeru posta, a numer komentarza (tu zapewne przy którejś aktualizacji nastąpiła zmiana nazewnictwa w silniku co spowodowało zmianę zawartości zmiennej). Linię tą należy zmodyfikować w taki sposób, aby zawierała odpowiedni numer id:

2009-08-22_231644

Po tej zmianie komentarze na pewno będą działać.

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam poszkodowanych.

| Komentarze (2)

Żarówka LED – pierwsza próba

Dzisiaj przechodząc się alejkami w Media Markt w Olsztynie i poszukując specyficznej żarówki halogenowej natknąłem się na żarówkę diodową zamkniętą w klasycznej “bańce” z gwintem E27 (czyli najzwyklejszym). Cena nie była zaporowa bo jedyne 29 zł (wiem, że jak na żarówkę to majątek, ale powoli).

Najmocniejsza dostępna (taką wybrałem) miała moc 2 wattów (zwykła żarówka od 40 w górę). Informacja na opakowaniu wskazywała, że jest to moc odpowiadająca 15 watowej zwykłej żarówce. Mało, ale może do biurka wystarczy. Zaryzykowałem i dokonałem zakupu.

OSRAM LED PARATHOM CLASSIC A

Po powrocie do domu od razu wkręciłem nową żarówkę na miejsce starej 60 watowej. W tej chwili jest już ciemno i mogę ocenić na ile te 2 watty są wystarczające. Żarówka daje bardzo zimne, białe światło, którego “ilość” zupełnie wystarcza do oświetlania stanowiska pracy.

Do tej pory zdarzyło mi się korzystać z żarówek energooszczędnych, które zastosowanie przy biurku było kompletnym nieporozumieniem ze względu na widoczne migotanie spowodowane specyfiką elementu świecącego, zasilanego z źródła prądu przemiennego. Drugą wadą żarówek energooszczędnych, która powoduje moje niezadowolenie jest bardzo długi czas “nagrzewania” wynoszący do kilkunastu sekund. Żarówka LED, którą dzisiaj kupiłem nie ma tych wad. Świeci stabilnie i od razu. Ciekawym zjawiskiem jest świecenie po odłączeniu zasilania trwające “zauważalny ułamek sekundy”.

Kolejnym plusem żarówki LED jest fakt, że nie emituje ona ciepła. Jestem w stanie przytrzymać świecącą żarówkę ręką mimo, że świeci już od ponad godziny.

Jest to oczywiście produkt, który wymaga rozwoju. Dostępne są żarówki o ciepłej barwie światła o mocy odpowiadającej żarówkom 25 watowym. Tak czy inaczej jestem z zakupu zadowolony (i jak zapowiada producent, będę zadowolony przez 25000 godzin, bo tyle żywotności ma ta żarówka) i już wiem, że jest to technologia najbliższej przyszłości. Mam nadzieję, że już niedługo będzie można kupić większe moce i przyjaźniejsze barwy.

Brawo dla firmy OSRAM: www.osram.pl

Nie opisałem oczywiście jak wielki zysk dla środowiska miałoby stosowanie żarówek LED. Jest to trudny temat, bo argument “że żarówki LED zużywają mniej prądu” nie jest wystarczający. Na pewno jest to ważne dla naszych portfeli. Pytanie czy środowisko nie cierpi z powodu produkcji i utylizacji żarówek LED zostawiam otwarte.

Dodano o 22:02:

Zgodnie z prośbą z komentarza poniżej dwa obrazki. Pierwszy pokazuje samą żarówkę podczas pracy a drugi mniej więcej (bo to zależy od ekspozycji zdjęcia) ilość dawanego światła.

Żarówka OSRAM LED

Biurko oświetlone żarówką OSRAM LED

| Komentarze (50)

bing and fraud by Microsoft

Ten wpis jest w języku angielskim. Można go przeczytać tutaj.

bing i oszustwo Microsoftu

Microsoft nie ma szczególnego powodzenia w konkurowaniu z googlem i próbuje zawojować świat już trzecią wyszukiwarką: bing. Do tej pory mieliśmy Windows Live Search i MSN Search. Próbowałem użyć ich parę razy – za każdym razem zwracały typowy dla amerykańskiego internetu bezwartościowy śmietnik. Bing ma być inny. Został uruchomiony w czerwcu tego roku i jego główną przewagą miało być inteligentne wyszukiwanie pewnych informacji (np. zapytanie o status lotu ma zwracać status lotu a nie linki do stron ze statusem). Tutaj znów bing ma poważnego konkurenta – WolframAlpha, ale to nie o nim dzisiaj.

bing

Więcej na temat bing można przeczytać w wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bing.

Teraz pora przejść do sytuacji, która moim skromnym zdaniem jest 100% oszustwem ze strony Microsoftu (zaznaczam przy tym, że zdecydowanie nie jestem przeciwnikiem Microsoftu jako producenta oprogramowania – korzystam i jestem zadowolony).

Popularność wyszukiwarek internetowych ocenia się na podstawie udziału w rynku czyli ilości wejść na strony (co jest proporcjonalne do wartościowych wyszukiwań) z danej wyszukiwarki w stosunku do wejść ze wszystkich wyszukiwarek. Odnotowałem ostatnio (parę dni) duży wzrost ilości wejść z wyszukiwarki bing (adres referrer typu “http://bing.com/search?q=…”). Postanowiłem się temu przyjrzeć (nie bardzo wierzyłem, że ten wzrost jest naturalny – miałem rację).

Od momentu uruchomienia bing, odnotowałem 102 wejścia z tej wyszukiwarki. 5 polskojęzycznych i 97 anglojęzycznych użytkowników. O ile wejścia z polski są w porządku: różne przeglądarki, sensowne hasła wyszukiwawcze, różne adresy IP, różne parametry wyszukiwania (w referrerze nie tylko szukana fraza, ale i dodatkowe zmienne), o tyle pozostałe 97 wejść to właśnie wspomniane oszustwo.

Trzy powody:

  1. Słowa i frazy wyszukiwawcze rzeczywiście odpowiadają tym jakie można znaleźć na blogu. Ale czy ktoś uwierzy, że wyszukanie hasła “google” spowodowało wejście na tego bloga (z pierwszej strony wyników, bo w adresie nie ma zmiennej odpowiadającej za numer strony)? Od razu widać, że refererry są sfabrykowane (da się to łatwo zrobić). Wśród 97 wejść hasła pojawiały się różne: “latex”, “klikamy”, “metrow”, “kometa”, “szkoda”, i inne. Jak widać są to po prostu pojedyncze słowa znalezione w treści bloga.
  2. Wszystkie wejścia za pomocą IE6 z Windows XP lub Windows Server 2003 – podejrzane, prawda?
  3. Dwa pierwszy punkty mogą tylko kierować nas na rożne pomysły. Najciekawsze jest źródło wszystkich odwiedzin. Adresy IP prawie się nie powtarzają, ale wszystkie są podobne: “65.55.*.*”. Sprawdziłem geolokalizatorem skąd pochodzą. Wszystkie zostały zlokalizowane w Redmond w stanie Waszyngton w USA. Tak, w tym mieście jest siedziba Microsoftu. Analiza drogi pokonywanej przez pakiet do tych adresów (tracert) również wskazuje na Microsoft.

Microsoft oszukuje

Jeżeli ktoś jeszcze nie jest przekonany, że jest to oszustwo to chciałbym wyjaśnić, że nie ma innego sensownego wyjaśnienia takiego działania Microsoftu jak tylko próba (nieudolna, bo mogliby się bardzie postarać) oszukania statystyk na korzyść bing. Tak “poważna” firma jak Microsoft nie powinna sobie pozwolić na takie zagrywki.

Zapraszam do wyrażania opinii i przeglądania logów.

| Komentarze (6)

Ile kosztuje gra w golfa?

Niektórzy wiedzą, że uważam golf za najatrakcyjniejszy sport “na rynku”, ze względu na prosty fakt – każdy może być dobrym graczem: chudy(a), gruby(a), niski(a), wyskoki(a) itd. Tak to tylko w szachach i brydżu.

Pole Golfowe

Przeciwnicy golfa mają dwa główne argumenty:

  • Golf jest dla starych
  • Golf jest dla bogatych

Po pierwsze wiek. Wycieczka na pole golfowe pokazuje, że przeciętny gracz jest w średnim wieku. Są też młodzi i są starzy. Nie wiem czemu tych w średnim wieku jest najwięcej. Podejrzewam, że kryję się za tym mit numer dwa. Koszt. Właśnie na temat kosztów związanych z grą chciałem napisać. Oczywiście możemy wydać dowolnie dużo na sprzęt. Na początek możemy wszystko wypożyczać. Możemy kupić tani zestaw: wystarczy 1000 zł. Oczywiście potrzebujemy instruktora, który nas nauczy golfa. Instruktorzy są drodzy, ale warto. Oczywiście musimy wydać trochę pieniędzy na egzamin na zieloną kartę (jest to forma uprawnienia wymagana do grania na polu golfowym). Są to jednak koszty jednorazowe (może oprócz instruktora, ale to jak kto lubi). Ile więc kosztuje regularna gra na polu? To zależy: czy gramy w weekend, czy jesteśmy studentem i gdzie gramy.

Pokusiłem się o małe porównanie kosztów gry na polskich polach golfowych:

  1. Amber Baltic Golf Club
  2. Binowo Park
  3. Sierra Golf Club
  4. Postołowo Golf Club
  5. Mazury Golf
  6. Bytkowo Golf Club
  7. Lisia Polana
  8. First Warsaw Golf Rajszew
  9. Golf Palace
  10. TOYA Golf
  11. Rosa Private Golf Club
  12. Kraków Valley Golf
  13. Sand Valley

Wykres poniżej przedstawia koszty rozegrania 18 dołków na poszczególnych polach:

Green Fee

Wykres poniżej przedstawia koszty rozegrania 18 dołków na poszczególnych polach dla studentów:

Student Green Fee

Jak widać student może mieć kilka godzin dobrej zabawy (z reguły 4-6 godzin) już za 75 złotych. Przyznacie, że to nie jest dużo. Skrupulatnie należałoby doliczyć, że prawdopodobnie w czasie takiej gry zgubimy kilkanaście piłek – to też trochę pieniędzy ale nadal.

Chciałbym tym tekstem namówić sceptyków do zastanowienia się nad golfem. Warto spróbować, bo to genialny sport, który można uprawiać zarówno samemu jak i w małej grupie. Kilka godzin na świeżym powietrzu nikomu nie zaszkodzi. Gdybym kogoś zainteresował zapraszam do komentowania – umówimy się i pogramy :).

| Komentarze (1)

Uzależnienie od…

No właśnie. Można by oczywiście domniemywać, że chodzi mi o uzależnienie od komputera, lub co jeszcze bardziej prawdopodobne od internetu. I coś w tym jest, ale problem jest jeszcze głębszy. Jesteśmy uzależnieni od prądu. Tak, takiego najzwyklejszego prądu w gniazdku.

W tej chwili nie ma u mnie prądu już od ponad godziny. W rejonowym oddziale Energa wiedzą że nie działa, ale nie mają pojęcia dlaczego.

I tak bez prądu życie zamiera. Nie działa dosłownie nic. Kurczak w piekarniku jeszcze nie gotowy, lodówka wytrzyma tylko ileś czasu, ciepłej wody nie ma, a żeby tego było mało na dworze pada deszcz. Na szczęście w laptopie mam 25% baterii co starczy mi na trochę ponad godzinę, a router bezprzewodowy jest na zasilaniu awaryjnym, które działa przez kilka godzin.

W związku z tym wszystkim taka refleksja: czy bylibyśmy w stanie przeżyć dzień bez prądu? Nie namawiam tu oczywiście nikogo do próbowania, bo jak widzę sam mam problem z przetrzymaniem jednej godziny.

Oczywiście można zająć się książką czy robótkami ręcznymi, ale cały czas pozostaje ten niepokój, że moglibyśmy pracować coś robić. Czy pliki nad którymi pracowaliśmy mają się dobrze po padzie zasilania komputera i tak dalej.

Ciekaw jestem jakie jest wasze zdanie?

Kończę bo włączyli prąd. Świat wraca do normy.

| Komentarze

« Nowsze wpisy - Starsze wpisy »